Choć czytelników bloga ALAB sport zapoznajemy przede wszystkim z zagadnieniami związanymi z laboratorium i sportem, to w dzisiejszym artykule z racji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia odbiegnę od dotychczasowych tematów.
Barszczyk z uszkami czy zupa grzybowa z makaronem? Karp panierowany czy śledź w śmietanie? Makowiec czy sernik? A może makiełki? 12 potraw? Ile jesteśmy w stanie zmieścić w sobie przy świątecznym stole? Ile z tego jest w stanie się przyswoić? (resztę wydalimy).
Do tego, by zyskać 1 kg tkanki tłuszczowej, trzeba przyswoić z pożywienia ponad 7000 kcal energii powyżej swojego dziennego zapotrzebowania, czyli łącznie ponad 9000 kcal dziennie. Wbrew pozorom to jest dużo. 2 kg w 2 dni Świąt to już wymagałoby 18000 kcal. To równowartość ponad 150 pierogów lub ponad 5 kg ciasta. Pomijając możliwości techniczne spożycia takiej ilości jedzenia, zastanówmy się, czy przewód pokarmowy w ogóle byłby w stanie strawić i wchłonąć takie porcje? Nie.
Dlaczego zatem – u większości z nas – waga po Świętach pokazuje wyższe wskazania? Po pierwsze spożyte pokarmy zawierają sól i węglowodany powodują „zasysanie” wody do wnętrza organizmu – do mięśni i wątroby w postaci związanej z glikogenem, do naczyń, do warstwy podskórnej. Po drugie przewód pokarmowy (5-6 m jelita cienkiego plus 1,5 m jelita grubego) wypełnione jest trawiącą się jeszcze treścią jelitową lub niestrawionymi już masami resztkowymi. Zatem łącznie woda i zawartość jelit mogą nam dać kilka cm więcej w pasie i kilka kg więcej we wskazaniu wagi, ale to nie jest tkanka tłuszczowa. Do tego w siedzącej pozycji, za stołem, zwalnia perystaltyka jelit, pojawiają się wzdęcia, a nawet zaparcia.
To wszystko ustąpi w ciągu kilku dni. Gdy wrócimy do zdrowego trybu życia – codziennie wykonamy 10000 kroków, poświęcimy 40 minut na aktywność fizyczną i wypijemy nie mniej niż 2 litry płynów dziennie – perystaltyka poprawi się, jelita zaczną się opróżniać, zaczniemy pozbywać się też nadwyżki wody. Wróci do normy sylwetka, a wskazania wagi będą zbliżone do wcześniejszych. Ale…
Co, jeśli świętujemy nie 2-3 dni, a miesiąc? Od 6 grudnia (Mikołajki) do 6 Stycznia (Trzech Króli)? Mamy firmowe wigilie, spotkania ze znajomymi, zabawy sylwestrowo-noworoczne, itd. Spożywamy mniejsze ilości jedzenia niż w dniach Bożego Narodzenia, ale wciąż smakołyki są dodatkiem powyżej naszego stałego zapotrzebowania energetycznego. Niestety wtedy te nadwyżki (dodatkowe 18000 kcal w ciągu 30 dni to dodatkowe tylko 600 kcal dziennie) spożywane mniej a częściej są w stanie znacznie lepiej się przyswoić i stworzyć nie tyle wzdęcia i obrzęki, co kolejne dekagramy tak niechcianej tkanki tłuszczowej. Nie wspominałem jeszcze dotąd o alkoholu, który jest niezwykle kaloryczny, lecz nie daje żadnych wartości organizmowi (tzw. puste kalorie). Litr wódki to 2200 kcal, a likieru czy whisky 2500 kcal. Dodając te wartości do pożywienia widzimy, że znacznie łatwiej nam osiągnąć pułap 7000 kcal będący ekwiwalentem odłożenia się 1 kg tkanki tłuszczowej w organizmie.
Świętujmy, spotykajmy się, budujmy więzi, relacje, jedzmy z umiarem, zastanówmy się, czy na pewno chcemy sięgnąć po dokładkę. Ale budujmy też kulturę wspólnego ruchu, nie spędzajmy całego świątecznego czasu w pozycji siedzącej. Jeżeli wiemy, że pofolgowaliśmy sobie z jedzeniem i piciem, szukajmy sposobu, jak zniwelować tę nadwyżkę energetyczną: aby spalić 1 puszkę coli trzeba przebiec 1,87 km, żeby spalić paczkę chipsów czy pół tradycyjnej pizzy trzeba przebiec około 10,5 km. A więc czy można nie przytyć w Święta? Można, jeżeli do wszystkiego podejdzie się z rozsądkiem.
Wesołych Świąt!